Przekonywał, że szpital tymczasowy był celowo „zapychany” chorymi, a „chciwi i kupieni” lekarze biorą pieniądze za covidowych pacjentów. Ratownik medyczny za swoje wystąpienie na sobotnim marszu antyszczepionkowców stracił pracę.
To Robert Oleniacz, ratownik medyczny, który do poniedziałku dyżurował w szpitalu w Lubartowie. Wcześniej pracował w lubelskim pogotowiu. Jego nazwisko nie jest tajemnicą, bo sam się przedstawił podczas wystąpienia na sobotnim „Marszu o wolność” w Lublinie. Zorganizowali go przeciwnicy segregacji sanitarnej i przymusowych szczepień przeciwko Covid-19. Według nich paszporty covidowe to „pierwszy krok do chińskiego społecznego systemu punktacji kredytowej”. Na wiec przyszło kilkaset osób.
Haniebna rzecz
W wystąpieniu Oleniacza było jeszcze więcej rewelacji. Jego zdaniem testy na koronawirusa „pokazują bzdury”, a statystyki covidowe są zawyżane. Twierdził też, że szpital tymczasowy w Lublinie był celowo „zapychany” pacjentami przed wizytą premiera Mateusza Morawieckiego i ministra zdrowia Adama Niedzielskiego w Lublinie (mimo że takiej wspólnej wizyty nigdy nie było). – Ci pacjenci byli zwiezieni przez nas ratowników ze Szpitala Klinicznego nr 1 do szpitala tymczasowego. Po wizycie z powrotem odwoziliśmy ich do SPSK1 – przekonywał Oleniacz. Dodał, że to była „jedna z najbardziej haniebnych rzeczy”, jakie musiał wykonać.
Na tym nie koniec. Ratownik przekonywał, że „chciwi i kupieni lekarze” biorą pieniądze za pacjentów covidowych. Twierdził, że to jest zatajane, podobnie jak poważne skutki szczepień przeciwko Covid-19, m.in. kardiologiczne czy neurologiczne. – Wierzę, że Polska zostanie ocalona – stwierdził na koniec.
W poniedziałek udało nam się porozmawiać z Oleniaczem. Powiedział nam, że jest przeciwko przymusowym szczepieniom. Twierdził, że podczas wyjazdów do pacjentów widział tak poważne NOP-y (niepożądane odczyny poszczepienne), że wolałby nawet kilka razy przejść Covid-19. Na pytanie dlaczego wystąpił na marszu w służbowym ubraniu, odpowiedział, że ma do tego prawo skoro ratownicy popierający szczepienia mają możliwość wyrażania swoich poglądów publicznie. Kiedy poprosiliśmy go o autoryzację, stwierdził, że to nie jego słowa i nie zgodził się na publikację. Potem nie odbierał już od nas telefonu.
Zobacz także:
Ostatni dyżur
W poniedziałek dyrektor szpitala w Lubartowie zdecydował o rozwiązaniu z nim umowy. – Nie zgadzamy się z tezami, jakie wygłasza Robert Oleniacz, który otwarcie neguje fakty medyczne i godzi tym samym w dobre imię medyków oraz naszego szpitala. Decydując się jednak na takie wystąpienie musiał się liczyć z konsekwencjami służbowymi – tłumaczy Wioleta Wojciechowska, rzeczniczka szpitala w Lubartowie. Dodała, że pełnił ostatni dyżur.
W poniedziałek wieczorem mężczyzna opublikował film w internecie.
Wcześniej Oleniacz pracował w lubelskim pogotowiu. – Ten człowiek działa nie tylko na szkodę pogotowia ratunkowego i medyków, ale też interesu społecznego. Ma dyplom ratownika, ale jego publiczne wypowiedzi są niestosowne i szkodliwe. Rolą medyków jest ratowanie życia, a nie sianie paniki. Tymczasem on straszy ludzi używając argumentów, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością – mówi nam Zdzisław Kulesza, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie. Ocenia, że sobotnie wystąpienia ratownika „to po prostu bełkot”.
Dyrektor lubelskiego pogotowia zwolnił Oleniacza w połowie ubiegłego roku. – Umieścił on filmik w mediach społecznościowych nagrany w mieszkaniu pacjentki, która właśnie zmarła. Twierdził, że to zgon na skutek szczepienia przeciwko Covid-19. Ponadto ujawnił wizerunek denatki, co jest karygodne. Złożyłem w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa – mówi dyr. Kulesza.
„Niepoważne zachowanie”
Podobne zdanie ma przewodniczący Polskiego Związku Ratowników Medycznych. – To niepoważne i nieodpowiedzialne zachowanie, które kłóci się z naszą etyką zawodową. To, co mówił w sobotę, było wyssane z palca – zwraca uwagę Dariusz Gruda z Lublina, który też pracuje jako ratownik medyczny. Dodaje: – Nikt nie zabrania mu mieć własnych poglądów, ale nie może ich manifestować, występując publicznie w służbowym ubraniu funkcjonariusza publicznego. Nie może wypowiadać się w ten sposób w imieniu wszystkich ratowników medycznych, tym bardziej że nasze środowisko w większości popiera szczepienia.
Zdaniem przewodniczącego to „mącenie ludziom w głowach”. – Niestety nie mamy jeszcze samorządu i sądu koleżeńskiego, więc nie możemy podejmować kroków prawnych – zaznacza Gruda.
Wojewoda: To kłamstwo
– Bardzo smutne jest to, że osoba funkcjonująca w tak wrażliwej służbie, posługuje się nieprawdą. Wypowiedź pana ratownika jest kłamstwem – podkreśla Lech Sprawka, wojewoda lubelski. Tłumaczy, że 12 marca szpital tymczasowy wizytował tylko premier. Minister zdrowia był w Lublinie, ale w innym terminie (1 października) i nie w szpitalu tymczasowym. Jak zwraca uwagę wojewoda, podczas wizyty premier nie był ani w strefie oddziału wewnętrznego covidowego, ani oddziału respiratorowego. – W związku z tym nie mógł sobie robić zdjęć ani ujęć w czasie konferencji prasowej na tle sali z pacjentami. Jedyny wgląd na salę dla chorych był przez okienko, gdzie była widoczna tylko i wyłącznie część oddziału respiratorowego, na której przebywał jeden pacjent – zaznacza Sprawka.
Przypomina też, że w szpitalu tymczasowym było wówczas 44 pacjentów. Przed wizytą było tylko kilku pacjentów mniej. – Zarówno w tym czasie, jak i podczas całego funkcjonowania szpitala tymczasowego w Lublinie pojedyncze transporty pacjentów mogły się odbywać, ponieważ szpitalem macierzystym jest dla niego Szpital Kliniczny nr 1, gdzie prowadzona jest szczegółowa diagnostyka pacjentów – mówi wojewoda.
– Przedstawione informacje są nieprawdziwe, zaś opisane sytuacje nie miały miejsca. Osoba ta nigdy nie była zatrudniona w SPSK1 ani w szpitalu tymczasowym – podkreśla też Anna Guzowska, rzeczniczka SPSK1 w Lublinie.